Moja pierwsza wizyta na Lomi

Zanim zaczęłam masować, nie wiedziałam o masażu zbyt wiele, o jego rodzajach, korzeniach, różnicach. Znałam tylko jeden, tzw. leczniczy. Potem dopiero zrozumiałam, że nie ma sensu rozdzielać masaży na lecznicze i relaksacyjne, bo każdy jest leczniczy, jeśli robi go człowiek, który ma do tego umiejętności i przede wszystkim serce. Każdy bowiem masaż, ma na celu rozluźnić nasze ciało i stworzyć w nim warunki, żeby wszystko leczyło się samo.

Byłam dzikiem

Od dziecka miałam problemy z kręgosłupem, nasiliło się to po moich górskich eskapadach. Czasami miałam tak ciężki plecak, że nie byłam go w stanie podnieść. Co ja tam miałam? Wszystko: sypialnię, kuchnię, łazienkę. Gościnnie pojawiały się pierogi, harcerska pałatka na pół plecaka, kamera mini VHS, aparat, czasami puszki z piwem, butelki z trunkiem, a nawet gitara. Wtedy nie patrzyłam na to, jak na problem, bo przecież byłam dzikiem i takie rzeczy mnie nawet kręciły, w jakiś dziwny masochistyczny sposób. Im cięższy miałam plecak, tym większe czułam wyzwanie. Gdy zaczęłam się wspinać na własnej asekuracji, ciężar okazał się abstrakcyjny do uniesienia. Do podstawowego ekwipunku, doszły liny, ekspresy, kości i reszta sprzętu. Czułam się słaba i pojawiło się poczucie winy, że nie mogę sobie z tym poradzić. Im byłam starsza, tym więcej miałam też do uniesienia wspomnień, emocji, uczuć. Zamiast ten ciężar zrzucić, zaczęłam się więcej wspinać, żeby być silniejsza. Stałam się silniejsza, ale ciężar również rósł.

Naprawianie i ból

Przez ten cały czas chodziłam do różnych specjalistów, masażystów, ortopedów, byłam zamykana w dziwnych drewnianych konstrukcjach, pływałam, chodziłam na ćwiczenia korekcyjne i brałam bolesne masaże. To był dotyk, który nie przynosił odpoczynku i relaksu, byłam po nim spięta i obolała. I tak to trwało. I tak kojarzył mi się masaż, głównie z naprawianiem i bólem.

Kierunek – MORZE

Pięć lat temu, w sierpniu, pojechałam w odwiedziny do mojego brata do Białogóry. Pociągiem przejechałam z Wrocławia do Gdańska i pobyłam tak kilka dni z moją nadmorską rodziną. Odwiedzałam fajne miejsca z czasów dzieciństwa, głównie w Nowym Porcie, gdzie czas się zatrzymał.

Pewnego popołudnia siadłam z babcią Renią, a ona po raz kolejny opowiedziała mi historię ze swojej młodości. Jeszcze o tym nie wiedziałam, że to po raz ostatni. Część tych opowieści spisałam, kiedyś je przytoczę. Wracając do mojej opowieści, to po trzech dniach zawinęłam się do Białogóry rowerem.

Po stu kilometrach wyłam z bólu. Jakoś dojechałam, ale dla mojego ciała, było to koszmarne przeżycie. Morze mnie ukoiło. Dziewczyna z Podhala nad wielką wodą. Spędzałam leniwe popołudnia na plaży, zbierałam jagody w lesie, zachwycałam wrzosami, jadłam gofry, pływałam i opiekowałam się małą córeczką brata. To był totalnie inny świat, od tego co miałam na co dzień. I ten totalnie inny świat, przyniósł mi odpoczynek i radość oraz zaprowadził mnie na masaż Lomi Lomi Nui.

Lęk przed Lomi

Wracając z wakacji podjechaliśmy do Gdańska i umówiliśmy się wszyscy na Lomi do Agnieszki Rećko. Szczerze mówiąc bałam się iść na ten masaż. Nasłuchałam się, że na Lomi dzieją się grube rzeczy, pojawiają się przodkowie, łączymy się z przewodnikami duchowymi itp. Trochę strasznie, jak dla kogoś, kto nie przepadał za ezoteryką. Agnieszka dała mi ręcznik i pareo do przebrania, pokazała łazienkę – to też była dla mnie nowość. Nie prysznic, rzecz jasna, ale prysznic przed masażem. Położyłam się na stole, Aga przykryła mnie chustą, puściła jakąś muzę z laptopa i zaczęła masować. Miałam tysiąc myśli w głowie, nie wiedziałam, czy dobrze wybrałam intencję, przerażała mnie wizja duchów wokół stołu, nie potrafiłam ocenić czy ten masaż jest dobry czy nie. Czułam za to dużą akceptację i to sprawiło, że zaczęłam traktować siebie z tą samą akceptacją. Pod jej wpływem, uspokoiłam się.

Brak dotyku

W moim życiu ciągle był deficyt dotyku, moje związki z mężczyznami zawierały go bardzo mało, głównie dotyczył seksu i to całkiem średniego. Byłam w notorycznym poczuciu odrzucenia, w relacji bez ciepła ani czułości, w obezwładniającym dystansie i bezruchu. Czułam się jakaś nieforemna, nie do kochania, jakaś taka brzydka, niewidzialna. Nie mogłam siebie poczuć, byłam zlepkiem lęków, samotna.

W łupince orzecha

Gdy Aga zaczęła masować moją klatkę piersiową, coś puściło. Czułam jakbym przedzierała się przez swoje żyły, jak przez kanały pod miastem, pełne szlamu. Korytarz robił się jednak coraz szerszy i jaśniejszy, za mną szła czysta woda, a jej ostry nurt wyrzucił mnie na powierzchnię. Znalazłam się na otwartym oceanie, w małej szalupie, w łupince orzecha włoskiego. Byłam maleńka, jak Calineczka. Świeciło słońce, łagodne fale niosły mnie gdzieś, czułam się bezpieczna jak nigdy dotąd. Byłam podniecona wielką przestrzenią, dziką przygodą i wzruszona swoją kruchością i delikatnością. Objęłam się z tym uczuciem i zaczęłam płakać. Leżałam spokojnie, ale moje ciało całe łkało. Pozwoliłam sobie na bezbronność, przez klatkę piersiową, pod wpływem drobnych dłoni Agi, wpuściłam ponownie do środka swoją kobiecość i pozwoliłam sobie zaakceptować własną wrażliwość.

To był mój pierwszy masaż Lomi w życiu.

Wewnętrzne dziecko

Dopiero całkiem niedawno, poczułam, że było to również jedno z mocniejszych spotkań z moim wewnętrznym dzieckiem. Takich spotkań miałam jeszcze kilka i nadal przychodzą. Każde wygląda inaczej, każde to oddzielna historia dotycząca innego okresu mojego życia. W tym artykule #kopniak opisuję jedno z nich.

Ziarenko Lomi zostało zasiane

Wyszłam od Agi wzruszona i zaskoczona całym zajściem. I kurcze, byłam dumna z siebie, że się do siebie przyznałam, do tych wszystkich miękkich stron w sobie. Byłam dumna, że nie poszłam po ten dotyk do kolejnego gacha, który i tak by mnie nie zobaczył i nie poczuł. Byłam dumna, że jestem dzielna i zawadiacka, będąc taką, jaką jestem. Ta Calineczka we mnie, miała odwagę wszystkich odkrywców, którzy przemierzali wielką wodę przed nią. Oni mieli ogromne statki, ja tylko łupinkę orzecha. Ten masaż był ziarenkiem, zasianym przez wielkie żywioły obecne we mnie i wokół mnie. Pół roku później postanowiłam się go nauczyć, dając się prowadzić prądom morskim i oceanicznym ku wielkiej nowej przygodzie. Jak Vaiana z bajki Disneya, po prostu wsiadłam do łodzi i popłynęłam.

Jestem ciekawa, jak wyglądało Twoje pierwsze Lomi, albo inny masaż, który Cię poruszył. Podziel się w komentarzu swoim odczuciem.

Wesprzyj rozwój mojej twórczości, postaw mi kawkę jeśli uważasz, że te treści są dla Ciebie inspirujące i wartościowe: Kawka dla Lomi Lomi Busa 🙂

Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *