
Widok z mojej mansardy w Paryżu.
Czym jest uległość, czy jest tylko czymś negatywnym, czy może być pozytywna? Dlaczego się na nią godzimy, jakie są konsekwencje bycia uległym i jak to wpływa na nasze zdrowie? A co wówczas, gdy ulegamy, bo nasz wybór jest ograniczony i dotyczy tylko dwóch opcji: mniejszego i większego zła?
Coś domaga się uwagi
Jestem już w takim miejscu swojej życiowej podróży, że zaczynam podsumowywać pewne wydarzenia, wyciągać wnioski i transformować traumy. Dzień zaczynam zazwyczaj uspakajaniem umysłu poprzez medytację i sesje regeneracyjne. Wczoraj również sięgnęłam po moje sprawdzone metody. Wprowadziłam się w stan płytkiej autohipnozy i gdy już zaczęłam wchodzić głębiej, usłyszałam w środku pewne słowa: „bądź grzeczna, to nic ci się nie stanie”. Nie mogłam już przeprowadzić swojego procesu do końca, bo to zdanie domagało się uwagi. Pozwoliłam, żeby pokazały mi się wszystkie obrazy związane z tym zdaniem. No i się zaczęło.
Na pierwszy plan wyłoniła się bardzo wyraźna scena sprzed ponad dwudziestu lat. Dlaczego akurat ta, skoro podobnych była cała masa w moim życiu? Może dlatego, że wydarzyła się gdy byłam bardzo młoda, ale już pełnoletnia i dotyczyła relacji damsko męskiej, której do tej pory nie doświadczyłam. Może dlatego, że stanowiła jakiś węzłowy punkt na mojej linii czasu i była związana z bardzo trudnym wyborem, między tzw. mniejszym i większym złem. Ta historia jest idealna do przedstawiania pewnych procesów, które zachodzą w nas podczas trwania takiego wydarzenia i mogą mieć wpływ na późniejsze reakcje. Zanim ją jednak opowiem, to zatrzymam się na chwilę, nad znaczeniem słowa „uległość”.

Moja mansarda szerokości około 1,7 metra.
Lec
Uległość wywodzi się od prasłowiańskiego słowa legti, lec. Słowo to ma wiele znaczeń, można się położyć, paść, upaść, opaść, zginąć w walce. W tym znaczeniu, o którym piszę, chodzi o położenie się, u stóp kogoś, czyli poddanie się. Poddanie się może oznaczać chęć uniknięcia walki z powodu tego, iż napastnik jest silniejszy i walka z nim może się skończyć zranieniem czy śmiercią. Skoro jest walka to poprzedza ją przemoc. Osoby uległe dają sobą kierować, podporządkowują się i spełniają polecenia, bo tak trzeba, tak wypada. Motywacją do tego typu zachowań może być lęk przed odrzuceniem, karą, wykluczeniem, potrzeba akceptacji, wizja profitów stojąca za podporządkowaniem się, czyli chęć dostania nagrody.
Z czego to wynika? Z programów, według których nas wychowano, gdzie był mocny system kar i nagród. Zamiast pokazywać nam konsekwencje wyborów i nauczyć brania odpowiedzialności za skutki, straszono nas, szantażowano i wymuszano na nas określone zachowanie, zaniżając tym samym nasze poczucie własnej wartości. Wszelkie techniki manipulacyjne miały nas pozbawić pewności siebie, uzależnić od opinii innych, tak abyśmy nie wiedzieli co czujemy i czy wolno nam czuć po swojemu. Wynosimy to z domów, od ludzi, którzy też tak zostali wytresowani. Potem wchodzimy głębiej w system, jesteśmy zamykani w szkołach, czyli w ośrodkach tresury społecznej, gdzie panuje ścisły regulamin akceptowanych zachowań i wymuszona uległość wobec autorytetów.
Od dziewczynek dodatkowo oczekuje się łagodności, bycia grzeczną, określa się co wypada, co niewypada, zawstydza, wpędza w poczucie winy. Nieładnie być pyskatą, wchodzić w konflikt, domagać się sprawiedliwego traktowania. Najlepiej dla świętego spokoju się wycofać. Dziewczynki często nie potrafią stanąć za sobą, traktowane są jak maskotki mające umilić innym żywot, to co czują i myślą nie ma znaczenia. Niedługo i tak ktoś im powie, jak jest naprawdę. Same są za głupie, żeby to wiedzieć. Ja też przez to przechodziłam, przez ten cały łamiący psychikę model. Mając dwadzieścia osiem lat zdecydowałam się na terapie, bo byłam tak gaslightingowana, że kompletnie zaburzyło to moje postrzeganie siebie i innych.

Brzeg Sekwany w Paryżu.
Dwa końce kija
Do lat najmłodszych uczona byłam tej uległości. Nie miałam silnych wzorców w postaci rodziców, którzy wspieraliby mnie w moim buncie, wręcz odwrotnie. Często ze strony mojej mamy szedł przykład, który polegał na usprawiedliwianiu zachowań swojego ojca, swojego męża, mojego brata itp. I tak nasiąkałam tą wybitą wiedzą, tracąc wiarę w swoje uczucia, sposób myślenia, działania. Zabrakło też wsparcia ze strony taty, które wyraźnie przekazałby mi wiedzę na temat m.in.mężczyzn, na co się godzić na co nie. Programowanie do uległości było sprzeczne z moją prawdziwą naturą. Cały czas próbowała się przebijać na powierzchnię, ale z obawy przed odrzuceniem, czekała wciąż na odpowiedni moment i zawsze wątpiła, że on już nastał. Rozłam we mnie powiększał się. Będąc uległa stawiałam jednak opór, czasami bardzo niepewnie, czasami zbyt gwałtownie. Wtedy przelewała się we mnie ta pseudo pokora i wówczas robiłam się zacięta i ostra, niezważająca na konsekwencje. To jednak ten sama patyk o dwóch końcach, ze skrajności w skrajność. Z uległości można przejść nie tylko w upór, ale w skrajnych przypadkach w agresję, potrzebę kontroli, despotyzm. Balansu uczymy się przez całe życie.

Uliczka na Montmartre.
Samotność
Wolałam przeciwstawić się, czyli postawić się na przeciw agresora i wybrać konfrontację, niż położyć uszy po sobie. Lizanie dupy nigdy nie wchodziło w grę. Ceną za to było często odcięcie od tego, czego w zasadzie potrzebowałam. Samotność stała się dla mnie naturalnym stanem, ale w sercu rosła tęsknota za bliskimi ludźmi o podobnej wrażliwości i podobnych wartościach. Szukałam ich, czasami wydawało mi się, że nadajemy na tych samych falach, ale to były tylko przelotne historie, więc rozmijaliśmy się. Obojętnie czy byłam uległa, czy wychodziła ze mnie zakopianka z ciupagą, wszystko traciłam. Samotność przynosiła mi ulgę i wytchnienie i ciężką do zniesienia pustkę. Tęskniłam za mężczyzną przy którym mogę być wielowątkowa, słaba i silna, delikatna i ostra, czuła i wredna. Nigdy nie spotkałam takiego.
Strata jest zawsze, albo tracimy kogoś, albo siebie. Utrata siebie boli szczególnie, rozpada się psychika, rozpada ciało. (Szczegółowo opisałam to w poprzednim opowiadaniu Kruki.) Gabor Maté, kanadyjski lekarz, specjalizujący się w leczeniu traum, podaje, że osiemdziesiąt procent chorób autoimmunologicznych dotyka kobiet. To dlatego że mają problem z powiedzeniem NIE i godzą się na rzeczy, które są z nimi sprzeczne i za rzadko mówią TAK swoim pragnieniom i potrzebom.

Moja mała mansarda.
Dobra uległość?
Czy uległość zawsze jest tak negatywna? Moim zdaniem nie. Jeśli spojrzeć na to od strony znaczeniowej słowa lec, można przecież lec obok kogoś, kto nie stanowi dla nas zagrożenia. Zwierzęta mogą być uległe względem innego silniejszego zwierzęcia i człowieka kładąc się poddańczo brzuchem do góry. Robią to również gdy czują się bezpiecznie i potrzebują dotyku i czułości. Kto ma w domu zwierzaka, ten wie co mam na myśli. Moja uległość, ta zdrowa uległość, pojawia się wówczas gdy czuję się bezpiecznie. Wtedy pozwalam sobie na to aby położyć się blisko kogoś, albo na nim, albo pod nim. Moja uległość, to łagodność i ogromna empatia. To wrażliwość i delikatność, którą w sobie chronię i która pragnie przejawiać się we wszystkich twórczych i kreatywnych działaniach: gdy masuję, gdy piszę, gdy się wspinam, gdy śpiewam, gdy pielęgnuję swój ogród, gdy bawię się z dzieckiem, gdy kocham się z mężczyzną.

Wejście do Luwru.
Muzeum wyobraźni
Nastał już odpowiedni moment, żeby zabrać Was do Paryża. Mamy końcówkę lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Nie ma internetu, komórki maja bardzo nieliczni ludzie, to jest ważna informacja. Jestem bardzo młoda, zachwycona, że mam dziewiętnaście lat i mogę wszystko. Jestem w miarę grzeczną, spokojną i wstydliwą nastolatką. Nie wiem jak działa alkohol i narkotyki. Nie mam żadnych bliższych doświadczeń z chłopakami. Przez całe liceum kochałam się na zabój w starszym koledze, pisałam poezję i nigdy nie miałam odwagi z nim porozmawiać. Przyjechałam do Francji po raz trzeci, aby przez agencję opiekunek do dzieci, znaleźć nową rodzinę na wakacje, u której będę pracować i uczyć się języka. Zatrzymałam się u koleżanki na dwa tygodnie, mam w planie zobaczyć muzea i poszwendać się uliczkami tego pięknego miasta.
Wzięłam ze sobą tylko jedną książkę „Muzeum wyobraźni” Waldemara Łysiaka, która jak się potem okazało, diametralnie zmieniła moje spojrzenie na sztukę i życie. Pod jej wpływem, wykupiłam studencki karnet do Luwru na cały rok i zaczęłam płynąć. Oglądałam dziennie nie więcej niż kilkanaście obrazów, nie pożerałam ich hurtowo. Każdy obraz, przed którym stawałam, był jak stop klatka z filmu. Zatrzymany w czasie jeden moment z całej długiej i burzliwiej opowieści. Fascynowało mnie to, tak długo wpatrywałam się w każdy obraz, aż zechciał odpalić w moim mózgu cały film. Przemeblował mnie ten proces psychicznie i duchowo.

Artyści na Montmartre.
Pewnej nocy w Paryżu
Jestem na Montmartre. Przechodzę obok ulicznych malarzy i rysowników, jeden z nich przykuwa moją uwagę. Jego rysunek jest średni, ale on sam intryguje urodą, jest śniady, o niezwykle ciemnych włosach i takich samych oczach, uśmiecha się do mnie i zagaduje. Idziemy razem do jakiejś knajpki, coś jemy, pijemy wino. Zaczyna mi szumieć w głowie. Artysta nawija mi makaron na uszy, a ja chłonę, myśląc, że jestem w jakimś zajebistym romantycznym filmie. Artysta zaprasza mnie do swojej pracowni, nie wiem która jest godzina, to nieistotne, idę z nim zobaczyć jego prace.
Pracownia znajduje się na ostatnim piętrze kamienicy, to mała mansarda, która jest jednocześnie jego pokojem. Przyglądam się obrazkom, bo inaczej tego nie można nazwać, są tak marne, że nie wiem co powiedzieć. Artysta widzi po mnie, że jestem rozczarowana, chociaż nic nie mówię. Francuz, a właściwie bardziej arabski Francuz, staje się z każdą minutą bardziej oschły i niemiły. Czuję się głupio, atmosfera jest dziwna, więc wpadam na genialny pomysł, że fajnie będzie, gdy wyjdziemy na rusztowanie, znajdujące się za oknem. Będziemy romantycznie podziwiać dachy Paryża nocą. Nie mam lęku wysokości, przeszłam Orlą Perć w Tatrach mając około szesnastu lat, nie boję się.
Podchodzę do okna, sprawdzić, jak to rusztowanie jest zamontowane. W ciągu dnia pracują na nim robotnicy, więc musi być bezpiecznie. Okno jest wyżej niż standardowo, więc muszę się tam wdrapać, żeby zobaczyć co jest za nim. Gdy ładuję się do góry, nagłe gwałtowne szarpnięcie za ubranie ściąga mnie z powrotem. Artysta wymierza mi ostry policzek. Jestem tak zaskoczona, że z automatu mu oddaję, on uderza ponownie, mocniej. Krzyczy na mnie, że jakaś jego laska zginęła na jego oczach na ulicy. Ile w tym jest prawdy, nie wiem.
Nie mam zamiaru nadstawiać drugiego policzka. Oddaję mu, nie spodziewał się tego. Znów uderza, trzeci raz, teraz boli najmocniej. Każe mi wypierdalać. Czuję się upokorzona i totalnie zdezorientowana. Zabieram swoje rzeczy i zbiegam w dół, po krętych wąskich schodkach klatki schodowej dla służby. Nagle znajduję się na ciemnej ulicy, w nieznanej mi dzielnicy, rozglądam się szukając wieży Eiffla, tam obok mieszka koleżanka. Rozświetlona wieża widnieje gdzieś daleko, nie umiem oszacować odległości.

Wieża Eiffla nocą.
Bądź grzeczna, to nic się nie stanie
Palą mnie policzki i moja duma. Nie wiem co zrobić, metro już nie chodzi, nie wiem gdzie jest postój taksówek, nie wiem gdzie jest budka telefoniczna, nie wiem czy mam kartę do budki. Jestem w nieznanej mi dzielnicy, kilku dziwnych typa podpiera ściany, czuję się jak w pułapce. Siadam na ławce. Po kilku minutach Artysta wybiega z bramy. Podchodzi do mnie i przeprasza. Włącza mi się jakiś dziwny awaryjny tryb przetrwania, udaję, że to łykam. Przytula mnie i mówi coś w stylu: „Bądź grzeczna, to nic ci się nie stanie”. Całujemy się namiętnie, mówi, żebym wróciła na górę. Nie chcę tego robić, ale nie wiem co gorsze, wrócić z nim, czy zostać na tej ławce do rana, a może iść przez środek tej arabskiej dzielni. Każda z tych opcji jest beznadziejna. Dokonuję wyboru między mniejszym i większym złem. Jestem czujna, jestem miła i sprawiam wrażenie uległej dziewczynki. Nie boję się go, czuję, że to po prostu kawał niezłego dupka, ale nie jest psychopatą, który posunie się do ostrej przemocy.
Pewnie mi się należało
Kładziemy się spać, nie ma tam łóżka, tylko materac leżący wprost na podłodze, wszystko w tym mieszkaniu jest prowizorką. Opowiada mi coś, może jednak faktycznie to nie jest zły koleś, może tak zareagował, bo ta dziewczyna i ta śmierć – próbuję go usprawiedliwiać. Może miał prawo mnie uderzyć, może tak się biedak martwił, że coś mi się stanie, że nie miał innego wyjścia. – Program z braniem winy na siebie działa rewelacyjne. Ciekawe która kobieta z mojego rodu najsilniej domaga się teraz zmiany mojego mentalu, a która nadal nic nie kuma i ciśnie na mnie swoje życiowe rozkminy typu: „jak bije, to pewnie mi się należy”. Jestem już blisko, żeby mu współczuć i o wszystkim zapomnieć, przełknąć tę gulę rosnącą w gardle.

Wejście do paryskiego metra.
Fatalne zauroczenie
Zaczyna mnie dotykać, podnieca mnie to, mimo, że najchętniej bym wyszła. Jest w tym coś fascynującego, coś nowego, jest przyjemne. Wzdycham z podniecenia, a on zaczyna się śmiać i przedrzeźniać mnie. Po kilku takich karykaturalnych jękach mówi, że tego nie lubi, bo kobiety tylko udają. Znów zamarzam, chcę żeby to w się już skończyło, teraz już nie mam wątpliwości, że to kompletny zjeb. Czuję się poniżona. Odsuwam się, patrzę na mały budzik stojący przy mojej twarzy i odliczam czas do pierwszego metra. W co ja się wpakowałam. Znajduję na podłodze ostro zakończony ołówek i zaciskam go w pięści, jak dzidę, na wszelki wypadek. Słysze jego równy oddech, zasnął. Czuwam, ale jednak zasypiam, bo budzi mnie ostre pikanie budzika, do dziś nie znoszę tego dźwięku. Wstaję i zaczynam się zbierać. On też wstaje, próbuje mnie do siebie przyciągnąć i całować, odsuwam się, mówiąc, że muszę już spadać, jestem przemiła żeby go nie prowokować. Przemiła do porzygu.
– Nic ci nie zrobię – mówi – tylko zostań jeszcze chwilkę, jesteś taka ładna, strasznie mnie podniecasz – szepcze mi do ucha.
Po tych słowach wyciąga swojego wacka i zaczyna się onanizować. Bez emocji, zamrożona, kątem oka obserwuję drzwi i zastanawiam się czy są zamknięte na klucz. Koleś jest zajęty sobą. Czuję się jak w filmie. Chce mi się śmiać, jest taki żałosny odgrywając tą przedziwną rolę, ale nie śmieję się, bo wiem, że byłoby to bardzo nierozsądne. Gardzę nim. Czekam. Po chwili kończy i spazmatycznie spuszcza mi się na koszulkę i twarz. Mam ochotę sprzedać mu ostrego kopa w tego sflaczałego fiuta. Otwieram drzwi, strzelam nimi najmocniej jak potrafię, jest w tym cała nagromadzona przez noc złość i upokorzenie. Gnojek woła za mną, że jestem wariatką i jeszcze się spotkamy.
Stop klatka
Dopiero na dole wycieram się z tego gówna, chce mi się ryczeć, jestem wściekła na niego, i przede wszystkim na siebie. Przeglądam się w jakieś wystawie sklepowej, widzę rozdygotaną, smutną postać, jest mi tak strasznie przykro i źle. Wyglądam jakby mnie ktoś wypluł. To moja stop klatka z francuskiego kina moralnego niepokoju.
Nie tak sobie wyobrażałam kontakt z mężczyzną. Ta historia będzie się mielić we mnie przez długi czas. Będę ją kawałek po kawałku rozbrajać, jak saper. I jeszcze po kilku latach, poczuję ją w swoim ciele w szpitalu, na oddziale ginekologicznym. Czy teraz wybrałabym inaczej? Przypuszczam, że tak, ale nie powiem co bym zrobiła.

Dostarczyciel mięsa.
Przypadki chodzą po ludziach
Ta historia jest tylko przykładem, zamiast Paryża może być Radom. Zamiast artysty kolega, koleżanka, szef, wujek, ojciec, matka, lekarz. Nie musi być na tle seksualnym, może być na innym, nie musi być związana z płcią przeciwną. Chodzi o sytuację gdzie zrobiłyśmy coś przeciwko sobie, niezgodnie z naszym systemem wartości, gdzie uległyśmy, bo czułyśmy się zagrożone.
Podobnymi, a nawet smutniejszymi historiami dzielą się ze mną niektóre klientki. Przychodzą, bo bolą je kolana i nie wiedzą od czego. Od uległego mentalnego klękania przed autorytetem, swoim szefem, partnerem. Swędzą je uda po wewnętrznej stronie, bo w ciele zapisał się lęk przed przemocą na tle seksualnym i program ochrony nadal działa. Mają wrzody żołądka i zgagę, bo nie mogą przełknąć i strawić swojej traumatycznej historii. Mają chorą tarczycę, bo boją się powiedzieć DOŚĆ komuś, kto je poniża. Daję im podczas masażu pełną akceptację i czułość, bo wiem jak jest to dla nich ważne, mnie kiedyś, też tak ktoś utulił.

Knajpki na Montmartre.
Procedury
Podzielę się z Wami, tym co mi pomogło i napiszę jak pracuję na swoich sesjach masażowych z kobietami, które zmagają się z podobnymi doświadczeniami. Jest to szczególnie pomocne w sytuacji, kiedy zgodziłyśmy się na przemoc wobec siebie, kiedy z jakiegoś powodu same się zdradziłyśmy. Mam nadzieję, że będzie to dla Was przydatne.

Restauracja na Montmartre.
Po pierwsze: Akceptacja siebie.
Cokolwiek się wydarzyło wyjdź do siebie, jak do dziecka, ono potrzebuje teraz Twojej obecności i uwagi. Daj mu poczucie całkowitego bezpieczeństwa. Zaakceptuj siebie bez oceniania. Porozmawiaj ze sobą czule. To co się wydarzyło, jest tylko konsekwencją pewnych zdarzeń, zareagowałaś tak jak zareagowałaś. Może nie umiałaś inaczej, może nie miałaś wcześniej żadnych doświadczeń, dzięki którym mogłabyś się inaczej zachować. Z sesji regresu hipnotycznego wynika, że momenty, w których czujemy pewną trudność, słabość, są wykorzystywane poprzez tzw. pasożyty energetyczne. Czerpią z tego ogromne profity, popychając nas do dokonania wyboru, w rezultacie którego będziemy cierpieć.
Po drugie: Krytykom wewnętrznym już podziękujemy.
Najgorsze co możesz w takim wypadku zrobić, to zacząć się dojeżdżać, wchodząc w role rodzica.
– Jak mogłaś/eś, inaczej cie wychowałam, po kim to masz, wstyd mi za ciebie, jesteś głupia, jak można być taką idiotką, gdzie masz rozum, rozczarowałaś mnie, nie spodziewałam się tego po tobie, itp.
Daruj sobie również ocenę moralną tego co się stało i nie dojeżdżaj się wchodząc w kolejna rolę, np księdza.
– Jesteś nieczysta, grzeszna, sumienia nie masz. to twoja wina, wstydź się, ladacznica itp.
Krytyk wewnętrzny nie motywuje absolutnie do niczego. Wpajając w nas poczucie winy spowoduje, że zamkniemy się jeszcze bardziej. Cały problem zostanie głęboko ukryty i nierozwiązany powodując wiele poważnych chorób psychicznych i fizycznych.

Wieża Eiffla od dołu, w nocy. Niczym statek kosmiczny.
Po trzecie: Wyciągnięcie wniosków i nowy zapis.
Wejdź w rolę obserwatora i spójrz na to co się wydarzyło bez emocji, jak na film. Zrób dokładną listę rzeczy, których główny bohater mógł nie zrobić. Na przykładzie mojej historii może wyglądać to w poniższy sposób:
– Jeśli ktoś mi się podoba na pierwszy rzut oka, świadczy to tylko o tym, że mi się podoba, o niczym więcej, nie wiem jakim jest człowiekiem.
– Nie piję alkoholu podczas spotkania, bo wówczas mój mózg nie będzie mnie chronił i wszelkie wczesne systemy ostrzegania nie zadziałają.
– Nie idę z obcym człowiekiem do mieszkania, nawet gdy wydaje się miłym gościem, spotykam się tylko w przestrzeni publicznej, w której są inni ludzie.
– Mam zawsze naładowany telefon i włączoną lokalizację, gdy nie jestem pewna sytuacji lub miejsca w którym się znajduję, itp.
Brzmi banalnie? Dokładnie, tak ma brzmieć, jak najprościej, bez haczyków, podpunktów i wariantów. Podstawcie sobie cokolwiek z Waszej historii na taką listę. A potem kodujcie. To ma się odpalić automatycznie w momencie sytuacji awaryjnej, tak aby Wasz umysł nie zaczął kombinować. To Wasze procedury, takie same mają piloci w samolotach, gdy coś się dzieje z maszyną, wdrażane są ściśle określone czynności.

Na schodach Montmartre.
Po czwarte: Zaopiekuj się sobą poprzez dotyk
Jeśli wiesz, co to jest psychosomatyka, to poznaj somatopsychikę i pomóż sobie poprzez ciało. Dotknij miejsc w których czujesz jakąkolwiek trudną emocję lub uczucie, nazwij ją, zobacz jaki ma kształt, strukturę, kolor, fakturę. Pooddychaj do tego miejsca, wizualizuj sobie jak wchodzi tam czułość i łagodność, jak czysta woda wypłukuje cały szlam, który znajduje się w środku. Obejmij się ramionami i kołysz, rozmasuj to miejsce czule. Rób to codziennie. Cokolwiek przyjdzie Ci do głowy, zrób to. Dotyk jest bardzo ważny, poprzez niego produkuje się oksytocyna, która łagodzi ból. Dotyk naturalnie rozładowuje napięcie elektryczne w ciele. Pod wpływem dotyku organizm produkuje białe krwinki, które pomagają usunąć stan zapalny na planie fizycznym. Dotyk powoduje, że spada poziom kortyzolu, rozrzedzana jest krew, dzięki temu dotleniamy narządy wewnętrzne, w tym mózg. Pomóż sobie poprzez bieganie, skakanie, taniec, pływanie, tupanie nogami, cokolwiek lubisz i co wprowadzi ciało w ruch.
Po piąte: Skorzystaj z pomocy fachowców
Jeśli nie jesteś w stanie zrobić tego samej, nie możesz dotrzeć do wszystkich miejsc w ciele, nie wiesz w których miejscach osadziło się to całe gówno, to idź do świadomego swojej pracy masażysty lub masażystki. Do takiego, który wie, że pracujemy na planie energetycznym i fizycznym, a nie tylko na jednym z nich. Do takiego, który wie, że pracując z ciałem pracujemy z emocjami, bo one są zapisywane w ciele fizycznym, a nie w jakiejś nieokreślonej metafizycznej przestrzeni. Przeprowadź kilka, kilkanaście sesji, tak jak czujesz, tyle ile potrzebujesz. Trauma to emocje, emocje to chemia, bezpośrednio wypływają na każdy organ w naszym ciele. Skorzystaj z pomocy traumatologa, psychoterapeuty, konsultantki totalnej biologii, lekarza medycy chińskiej,. Jeśli to z Tobą zgodne to również z hipnozy i regresu hipnotycznego. Nie m sensu mielić jakiejś traumy przez całe życie. To pewien zapis, do którego można dotrzeć i często nawet go wykasować. Znam takie przypadki, z własnego rodzimego podwórka.

Paryska uliczka.
Po szóste: Medytacja i afirmacja
To w jaki sposób myślisz, może Cię albo uzdrowić i wesprzeć, albo ściągnąć w dół i być przyczyną kolejnych traum. Jeżeli czujesz natłok myśli warto uspokoić umysł poprzez medytację. Afirmacja natomiast pomaga przeprogramować nasze myśli na wspierające. Dr. Joe Dispenza powołuje się na badania, które mówią, że człowiekowi towarzyszy od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu siedmiu tysięcy myśli w ciągu dnia. Dziewięćdziesiąt procent tych myśli się powtarza, więc jak ma się coś zmienić, kiedy w kółko mielimy ten sam temat, w ten sam sposób?
Czy kolejność tych punktów ma jakieś znaczenie? I tak i nie. Ty wybierasz, tak jak czujesz. To jest tylko usystematyzowanie metod, którymi ja pracuję, tak żeby nie było wszystkiego na tzw. kupie.
Jestem głęboko przekonana, że jeśli jest wola zmiany, to za nią jest decyzja, a za decyzją stoją rozwiązania. Wszystko co tutaj napisałam sprawdziłam i sprawdzam na sobie.

Katedra Notre Dame.
Wesprzyj rozwój mojej twórczości, postaw mi kawkę jeśli uważasz, że te treści są dla Ciebie inspirujące i wartościowe.
Zdjęcia są mojego autorstwa. Nie wyrażam zgody na ich wykorzystywanie bez mojego pisemnego upoważnienia.
Film na You Tube:
Pingback: Dystans - Lomi Lomi Bus - Blog