Kruki

Kobieta z grafiką.Sucha igła "Kruki"

Autoportret z Krukami.

Stworzyłam kiedyś grafikę „Kruki”, która czekała dwadzieścia lat, żebym zrozumiała o czym jest. To opowieść o wolności, bliskości i traumie, która wyciągnięta z ciemnego lochu, może stać się drogą do dojrzałości emocjonalnej.

Giewont, widok z Sarniej Skałki.

Giewont, widok z Sarniej Skałki.

Wielka ściana

Kiedy byłam małą dziewczynką, północna ściana Giewontu zamykała mój horyzont. Ta ściana była jak tama, wydawało się, że jest wszystkim i stanowi ochronę przed czymś niebezpiecznym i nieznanym. Ściana, sama w sobie była tak piękna i groźna, że wystarczyło na nią patrzeć, żeby czuć pewnego rodzaju spełnienie i respekt. Jednak moja ciekawość pchała mnie do sprawdzenia, co się za nią kryje. Moimi przewodnikami na początku byli moi rodzice, ciocia Basia i Tejka, czasami babcia. Zabierali mnie na wycieczki i pokazywali, że ten horyzont jest zmienny, da się go przesunąć. Poznawałam doliny i szczyty, ale ciągle chciałam zobaczyć co jest dalej i poczuć rozmiar tej tajemniczej krainy. Pod koniec podstawówki zaczęłam chodzić w góry bez opiekunów, z moją kuzynką, Kasią.

Przełęcz Iwaniacka, po lewej Ornak. Widok z Doliny Tomanowej.

Przełęcz Iwaniacka, po lewej Ornak. Widok z Doliny Tomanowej.

Co jest dalej?

Pewnego dnia wybrałyśmy się razem do Doliny Kościeliskiej, a potem na Przełęcz Iwaniacką, która do tej pory była zawsze końcem naszych wędrówek, stamtąd schodziło się do Chochołowskiej, lub wracało. Korciło nas strasznie, żeby wejść na bambułe po lewej, tzw. Ornak i zobaczyć czy coś tam jeszcze jest. Byłyśmy nie do zatrzymania w swojej ciekawości. Kamienne schody prowadziły nas wyżej i wyżej.

Błyszcz i Bystra, z Ornaku.

Błyszcz i Bystra, z Ornaku.

Horyzont

Naszymi przewodnikami okazały się ogromne czarne ptaszyska, które ze świstem, co chwilę, przelatywały bardzo blisko nas. Przystawałyśmy wtedy, żeby posłuchać jaki dźwięk wydają ich skrzydła podczas lotu. Zbliżały się do nas, a potem chowały za kosówką. Czułyśmy, że za chwilę wydarzy się coś wyjątkowego. Szczyt ciągle się nie pokazywał. Gdy już myślałyśmy, że za kolejnym stopniem w końcu coś zobaczymy, okazywało się, że jeszcze nie. Wierzchołek kładł się pod nami bardzo powoli. Ptaszyska zatoczyły kółko nad naszymi głowami i poszybowały dalej, otwierając dla nas ogromną przestrzeń. Odsłoniło się pasmo Tatr Zachodnich, z przepiękną Bystrą i Starorobociańskim Wierchem na pierwszym planie. Mój horyzont przesunął się ponownie. Stałyśmy w zachwycie, jak najwięksi odkrywcy świata. Jak to możliwe, że do tej pory nie wiedziałyśmy o istnieniu czegoś tak wielkiego i pięknego.

Ja na Ornaku, w tle Starorobociański Wierch.

Ja na Ornaku, w tle Starorobociański Wierch. Fot. Kasia Leśniak

Kruki

Opisałyśmy te ptaszyska cioci Tejce, powiedziała nam, że to były kruki. Wolne, dzikie ptaki, które na swój dom wybrały góry. Widywałam je potem w odludnych miejscach. Towarzyszyły mi w samotnych wyprawach, gdzie zbaczałam z głównych szlaków i jak zwiadowca sprawdzałam ledwo widoczne ścieżki. Charakterystyczny świst ich skrzydeł i głośne nienatarczywe krakanie sprawiało, że czułam się bezpiecznie. Byłam tam czasem z nimi, w górze. Czułam to.

Kruk w Dolinie Hlińskiej.

Kruk nad Doliną Hlińską.

Kim jesteś?

Dwadzieścia parę lat później siedzę przy stole, na przeciwko mężczyzny i patrzę mu w oczy. Próbuję go zidentyfikować, namierzyć kim jest. Ma w sobie coś ze smoka. Smoki są intrygujące, inteligentne i groźne, nie liczą się z innymi. Nie chcę żeby był smokiem. Szukam kolejnych cech. Ma w sobie coś z ptaka, wolę, żeby był ptakiem niż smokiem. Czuję, że jest kimś, kto potrafi latać wysoko i potrzebuje do tego dużej przestrzeni.

Stawy w Dolinie Raczkowej.

Stawy w Dolinie Raczkowej.

Skrzydła

Rozluźniam zaciśnięte pięści, otwieram się. Z ulgą pozwalam sobie na przyjemność. Leżę w jego objęciach, niczym w ogromnych skrzydłach zawiniętych wokół mojego ciała. Oplatają bezpiecznie. Całkowicie się poddaję, bo jestem całkowicie przyjęta. Moja delikatność i wrażliwość gęstnieją i materializują się we mnie. Wychodzą z eteru i jak brakujący puzzel wypełniają czarną dziurę, by można było zobaczyć cały obraz.

– „Jesteś piękna”.

– „Jesteś inny od wszystkiego co do tej pory poznałam”.

Zamykam oczy i widzę go nad sobą, rzuca cień na mnie, jakby chronił mnie od słońca. Lecimy bardzo blisko siebie, w ogromnej przestrzeni Doliny Hlińskiej. Wchodzimy w ciepły prąd i krążąc wznosimy się coraz wyżej. Kółko za kółkiem, powoli. Tak wysoko jeszcze nie byłam. Horyzont znów się przesunął, co za widok. Teraz płyniemy skrzydło w skrzydło. Mamy czarne, połyskujące granatem pióra i silne dzioby. Po chwili rozłączamy się i każde szybuje oddzielnie, nadal mamy siebie w zasięgu wzroku. Jest w tym wolność i namiętność. Wiem, że co jakiś czas sprawdza gdzie jestem i głośnym „kraaa”, daje znać, że czuwa. Wiem, że jest, czuję jego obecność. Otwieram oczy. Kruczy król nadal trzyma mnie w ramionach i patrzy na mnie spokojnie z uśmiechem.

Kruk nad Doliną Hlińską. W tle Tatry Niżne.

Kruk nad Doliną Hlińską. W tle Tatry Niżne.

Klatka

Zanim pofrunęłam z tym krukiem w podniebny taniec, musiałam się z czegoś wydostać. Od ponad roku moje różne zmysły ulegały większemu lub mniejszemu osłabieniu. Zaczęło się od silnego bólu w karku, a potem z dnia na dzień zaczęłam gorzej widzieć na prawe oko. Siadła ostrość i kolory, pojawiła się nieznośna jaskrawość, a do tego ostre rozwalające mnie migreny. Wylądowałam na oddziale neurologii. Wstępne diagnozy paraliżowały mnie ze strachu. Pewnej nocy w szpitalu, moje zasilanie spadło do czterech procent i wtedy nadciągnęły ogromne koparki, żeby użyźnić mną nową drogę, którą jakiś gadzi inżynier zaplanował poprowadzić akurat przez środek mnie. Nie dałam się zagrzebać, w ostatniej chwili zamieniłam się w duże ptaszysko i usiadłam na płocie. Ten sen mnie przeraził. Czułam, że jedyne wyjście, to dosłownie wyjście, nie wiedziałam tylko skąd mam wyjść. Po tym śnie, uciekłam ze szpitala. Odpowiedź przyszła kilka miesięcy później. Znów mi się pogorszyło, przyszły silne zawroty głowy, podwójne widzenie i potworne osłabienie. Stwierdziłam, że skoro nie widzę tego co wokół mnie, może muszę zajrzeć pod to czego nie widać tzw. gołym okiem, czyli zobaczyć niewidzialne. Zajrzałam. Gdzie trzyma się ptaki, no gdzie?

Koparka i ja

Fot. Jarosław Kurowski

Sesja

W klatce zostałam zamknięta, tuż po jednej ze śmierci i miotałam się w niej przez wiele wcieleń. Za długo. Moje ciało subtelne miało już wybitnie dość, skoro udało mu się w końcu dotrzeć do mojego ciała fizycznego za pośrednictwem dwójki telepatów. Klatka została otwarta. Takiej energii i nagłego polepszenia stanu zdrowia dawno nie czułam. Było dobrze, naprawdę dobrze. Było w tym również sporo mojej pracy. Zaopiekowałam się sobą.

Po tym wszystkim stałam się bardzo ostrożna, mój układ nerwowy potrzebował jeszcze sporo czasu żeby się zregenerować. Klatka nie była jedyną przyczyną moich dolegliwości, do tego szpitalnego łózka doprowadziły mnie również traumatyczne wydarzenia z tego życia.

Autoportret w lustrze po ucieczce przed koparkami.

Autoportret w lustrze po ucieczce przed koparkami.

Banda dupków

Gdy tylko zaczynałam się buntować, coś mi się nie podobało, karą było odrzucenie. Wszystko grało, dopóki byłam taka, jak ktoś sobie tego życzył. Nie chodzi mi jedynie o związki, ale o różne relacje rodzinne, w szkole i w pracy. Godziłam się na małe zarobki i duże wymagania, znosiłam liczne walenie w uja. Pozwalałam się wyceniać wedle uznania zainteresowanego. Nikt mi nie pokazał jak w zdrowy sposób dbać o swoje, ale walczyłam i czasami udawało mi się wygrać. Jednak w większości przypadków odpuszczałam, brakowało mi siły i wiary w siebie. Przeciwnicy byli ode mnie więksi i w zdecydowanej większości, gdzieś w dziewięćdziesięciu procentach, to byli mężczyźni. Mieli określone role społeczne, które ich chroniły, albo pieniądze, albo czyjeś szerokie plecy, albo byli po prostu zwykłymi dupkami.

Kościelec.

Kościelec. I jego cień (halo) na chmurze.

W relacjach romantycznych wybaczałam wszelkiego rodzaju gówna i brak dojrzałości, bo czułam wszelkie rany, które zostały w dzieciństwie tym ludziom zadane i które spowodowały ich zachowanie. Współczułam im. Wchodziłam w rolę matki i terapeutki. Wybaczałam zdrady, dałam pierdylion drugich szans innym i rzadko sobie. Bałam się odrzucenia.

Próbowano mi nadawać nowe imiona mające na celu mnie zdewaluować i zniechęcić do sprzeciwu poprzez osłabienie zaufania do samej siebie.

„Jesteś taka, sraka i owaka”.

Nieprawda, mam na imię Anitka.

„Jesteś słaba, królewna, jesteś jak facet, zbyt odważna, za mało odważna, nie potrafisz tego i tego, za szybko się denerwujesz, jesteś strachliwa, kłótliwa, wstydź się, nie pyskuj i tak nie dasz rady, jesteś za cienka, coś ci się przesłyszało, jest inaczej niż myślisz, nie będę o ciebie walczył, nie kręcisz mnie”

Robiłam się coraz bardziej wściekła. Urodziłam się przecież w górach, miałam w sobie moc i wszelkie zasoby żeby w końcu z tego skorzystać i postawić granice.

na Drodze wolności wokół Tatr

Rowerowo na Drodze Wolności pod Tatrami. Słowacja.

Żeby wygrać, trzeba przestać grać

Ok, więc wylogowuję się z tej gry, mam na imię B’anitka.

Przestałam wierzyć w te bzdety i poczułam, może mi się coś nie podobać, mogę się sprzeciwiać i sobie ufać. Wylogowałam się ze wszystkich gier zawodowych i romantycznych. Chciałam w końcu być w relacji, w której ktoś mnie widzi i słyszy. W pełnej swojej formie.

Sięgnęłam po różne narzędzia, żeby się ratować: terapię, książki, hipnozę i ciszę. Prowadziła mnie intuicja, wyciągnęłam do siebie rękę i dałam sobie wsparcie.

Sucha igła. Kruki.

Kruki. Sucha igła.

Splątanie

Leżę w łóżku, syczy mi w głowie. W uchu słyszę własne tętno, to kolejny zmysł, który ostatnio osłabł. Trwa to już któryś miesiąc. Narasta syk, narasta lęk. Kto to syczy? Król kruków leży obok. Pierwszy raz w życiu, czuję się tak widziana, tak zadbana. Nakarmiona słowem i gestem. Mężczyzna jest hojny, we wszystkim.

Jestem rozdrażniona. Wkurza mnie coś, co powiedział poprzedniego dnia, jeszcze nie przegryzła się we mnie ta treść, ale czuję jej ładunek. Jest jak burzowy alert wysłany smsem przez wewnętrzny system wczesnego reagowania. Czuje niepokój. Nie zgadzam się z czymś. Wchodzę w polemikę, nie widząc tego, co się wokół dzieje, czarnych, ciężkich chmur nadciągających ze wszystkich stron. Mówię ostrzej, on też. Zaczyna grzmieć. Napięcie rośnie. Mężczyzna robi się wściekły. Z kolejnym grzmotem zaczyna błyskać. Nie rozumiemy się, plątamy w emocjach i słowach. Nasze skrzydła biją w miejscu, uwięzione w gęstych gałęziach akacji, kolce rozrywają nam pióra, przy każdym mocniejszym ruchu.

Zza pleców mężczyzny przygląda się ogromnych rozmiarów gad, z krzywym obrzydliwym uśmiechem. Mój kruczy król jest przy nim mały. Ja już nie przypominam królowej, prędzej wróbla. Mężczyzna mówi, że teraz jest czas dla niego, nie dla mnie, nie ufa mi, wybiera siebie i spada, to mój konflikt, moja burza. Nie interesuje go co się w tym momencie we mnie dzieje i co mi te słowa robią.

„Nie zostawiaj mnie z tym teraz samej, nie rób tego”.

Ornak i Bystra.

Ornak i Bystra.

Trauma

Jestem zdezorientowana. Nie chcę go prosić, żeby został, ale proszę. Jakiś tradycyjny, desperacki program działa. Grzmoty burzy zagłuszają nasze słowa. Mężczyzna odjeżdża i wraca, znów za moją namową. Jest jeszcze gorzej. Próbujemy coś sobie wyjaśniać, ale emocje, niczym powietrzny komin, wciągają nas w samo centrum nawałnicy, gdzie tracimy kontrolę nad naszym lotem.

Męczy mnie ta scena, jest za mocna, za ciężka. Mężczyzna mnie nie widzi i nie słyszy. Boję się, nie mamy już kontaktu. Mężczyzna leci z całą listą imion, z którymi się już nie utożsamiam. Staję się obserwatorem, żeby nie dosięgnął mnie ogień tej gadziej istoty, która postanowiła właśnie teraz, wyleźć z mrocznej czeluści traumy i spalić nas żywcem.

Wielka rana w sercu mężczyzny, którą zadał ktoś inny, krwawi. Nie ja jestem adresatem tego co się teraz dzieje. Moja rana też krwawi, też nie on zadał ten pierwszy cios, od którego się zaczęło. Wyciągam rękę. Chcę żebyśmy, nie wiem co, usiedli, nie mówili, wylądowali. Mężczyzna, na mój gest reaguje agresją i ucieczką. Nie wiem co robić.

Nic tu po mnie. Odwracam się i odchodzę. Pierdole tę siłaczkę w sobie, pierdole tę ofiarę w sobie. Spierdalam. On też niech spierdala.

Kolce akacji

Kolce akacji.

Lizanie ran

Siedzę na skalnej półce, moje pióra są mokre i przyklejone do tułowia. Wyjmuję z ciała kolce. Nie wiem jak wzbić się w powietrze. Czekam. Nasłuchuję szumu skrzydeł kruczego króla. Cisza. Przeszukuję wzrokiem horyzont. Jestem sama.

„Kruk krukowi oka nie wykole”.

Nie czuję już ochronnej obecności drugiego kruka, czuję natomiast, że coś się w pobliżu czai. Rozglądam się wokół, to miejsce nie przypomina już królestwa kruków. Przejęły go smoki. To smocza dolina, pusta, spalona.

„Musisz się postarać, żeby odbudować moje zaufanie do ciebie” – syczy smok.

Bystra. Widok z Przełęczy Pyszniańskiej.

Bystra. Widok z Przełęczy Pyszniańskiej.

Wstęp do dojrzałości

Po kilku dniach zrozumiałam, co mnie wówczas rano strigerowało, dostałam do tego dostęp. To była opowieść mężczyzny o poprzednich relacjach. O tym jak reagował, gdy wchodzili z partnerką w konflikt. Można powiedzieć, że nie mogąc tego usłyszeć, lub nie chcąc, sama ją sobie pokazałam. Wydobyłam z pola. Ta informacja po prostu zamanifestowała się w naszej przestrzeni. Prędzej czy później i tak bym ją poczuła na własnej skórze. Zaskakujące, że oboje dostaliśmy od siebie to, czego się najbardziej obawialiśmy.

Utwierdziło mnie to tylko w moich potrzebach, aż tupnęłam nogą. Potrzebuję mężczyzny, który wybierze mnie świadomie. Będzie widział we mnie kobietę, a nie matkę, terapeutkę, ofiarę. Będzie chciał przechodzić przez trudne momenty właśnie ze mną, zamiast spychać na mnie odpowiedzialność i uciekać. Chcę wiedzieć, że mój król kruków jest blisko, że ma mnie w zasięgu swojego wzroku i chroni przed smokami, nawet gdy go wkurwię. Nie karze mnie ciszą, nie kastruje i nadal mu staje gdy o mnie myśli. Nigdy z takim mężczyzną nie byłam, nie wiem jak to wygląda, ale wiem, że tak chcę. Kręci mnie to. Chcę się czuć bezpiecznie. A z drugiej strony przeraża mnie to i nie wiem czy jestem już na to gotowa, czy to jest w ogóle możliwe.

Ciekawe czy on jest gotowy na to, czego sam potrzebuje.

Nie chcę żeby ktoś przy mnie zostawał, bo mu mnie żal. Nie chcę zostawać z kimś, z powodu lęku przed odrzuceniem. Czy to się nazywa dojrzałość?

Każdą traumę można otworzyć i uzdrowić. Kluczem są emocje.

Panorama przy zejściu ze Świnicy. Dolina Cicha.

Panorama Tatr Zachodznich przy zejściu ze Świnicy. Dolina Cicha.

Krucza królowa

Moje „kraaa, kraaa”, na potwierdzenie własnych rozkminek odbija się echem od skalnych ścian.

Pióra schną, rozkładam skrzydła i sprawdzam czy są połamane. Nie są. Niedługo opuszczę tę nieurodzajną krainę pełną gadów i znajdę dla siebie przyjazne, zielone miejsce. Obojętnie czy zdetronizowana czy nie, potrafię przesunąć horyzont.

Autoportret na Granatach.

Na Granatach.

Wesprzyj rozwój mojej twórczości, postaw mi kawkę jeśli uważasz, że te treści są dla Ciebie inspirujące i wartościowe.

Kawka dla Lomi Lomi Busa 🙂

Zdjęcia są mojego autorstwa (pozostali autorzy są wymienieni pod zdjęciami) Nie wyrażam zgody na ich wykorzystywanie bez mojego pisemnego upoważnienia.

 
Film na YouTube:

4 Comments

  1. Pingback: Bądź grzeczna, to nic ci się nie stanie - Lomi Lomi Bus - Blog

  2. Pingback: Dystans - Lomi Lomi Bus - Blog

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *